Rok temu opisywałam Wam niesamowitą wizytę w królestwie staroci na Dolnym Śląsku - w Naftalinie. Już zimą dowiedziałam się od koleżanek, że Naftalina niestety nie istnieje.
Ale, ale klamociarnia zmieniła tylko miejsce i nazwę ! Obecnie nazywa się "Coś na mole" i mieści się w Łomnicy naprzeciw Pałacu Łomnica położonego w Dolinie Pałaców i Ogrodów Kotliny Jeleniogórskiej.
Lokalizacja świetna, obok jest folwark z wieloma atrakcjami, a placki ziemniaczane w restauracji nie mają sobie równych:)
Nie obawiajcie się, miejsce nic nie straciło na czarowności! Już przed budynkiem kuszą swą niezwykłością ławki z malowniczymi drobiazgami. Wchodzimy przez bajeczne drzwi do stareńkiego pomieszczenia z czerwonej cegły z łukami pod sufitem. Nie spodziewajcie się tutaj antyków na wysoki połysk, pogrupowanych drogich drobiazgów, obrazów. To absolutnie wyjątkowe starocie, zszargane upływem czasu, odnalezione po latach przedmioty codziennego użytku. Zakurzone, stojące w zaskakujących konfiguracjach, stareńkie skarby uratowane przed wyrzuceniem, czy spaleniem.
Od wejścia dostajemy nagłego oczopląsu, podoba mi się absolutnie wszystko :) Czas nie istnieje, kilkanaście kwadransów wydaje się nam chwilą. Wybieramy, odstawiamy, kupujemy i... upychamy w bagażniku. Stare drzwi, okna, sanie, koła od wozu, stołki, skrzynie, nogi od Singerki. Często przyciągają nasz wzrok fragmenty mebli, ale to tylko wzmaga naszą kreatywność. Szukamy dla nich nowego, zaskakującego zastosowania. I o to chodzi!
W sklepiku palą się świece rozjaśniające półmrok i gra zdarta płyta:) Wszystko to tworzy niepowtarzalny klimat - przyjazny, rodzinny.
Chce ktoś powspominać szkolne czasy? Tylko kałamarza brak:)
Miałyśmy to szczęście, że właściciel zaprosił nas również do pracowni w Cieplicach. To kolejne miejsce, w którym od wejścia wyrywają nam się "achy" i "ochy".
Postarzane okiennice i wanny obsadzone kwiatami. Dbałość o detale widać tu na każdym kroku.
A wewnątrz - cała ściana walizek i to z własną, niesamowitą historią!
Walizki należały do kobiet, które wstępowały do zakonu. Przyjeżdżały z walizkami tam, gdzie drzwi zamykały się za nimi na zawsze. Zostawały siostrami zakonnymi, a walizki piętrzyły się gdzieś na uboczu.
Wybrałam sobie trzy z nich, chociaż planowałam przygarnąć jedną.
Największa, zielona wpadła mi w oko, bo zieloną zawsze chciałam mieć:) Mała jest przydatna do przydasiowych drobiazgów. Natomiast średnia była niespotykanie, wzorzyście ozdobiona, z równie rzadkimi "złotymi" zamkami i kluczykami do nich. Na podróż powkładałam je jedną w drugą jak babuszki:)
Komu konfesjonał?
Niestety krzesło "przeszło mi koło nosa"
Oprócz walizek zakupiłam:
Kanciaty słój, który od razu stał się domkiem dla cudnych szpulek, zakupionych w dwóch opakowaniach leżących obok
Zniszczony wieszak, dający mi pole do popisu. Mam zamiar powymieniać gałki. Wieszak jest o wiele dłuższy niż na zdjęciu
Podobnie dechy - pięknie pobielane. Może tło do zdjęć, może wieszak?
Mam nadzieję, że worki bankowe przyniosą mi finansowe szczęście:)))
Skrzynki wszelakie uwielbiam
Stare zdjęcia do art journali
Z napisami kupię wszystko! Małe tabliczki ceramiczne, zdezelowana waga, zardzewiały stojak na hotelowe gazety z napisami: Montag, Dienstag, Sontag,.. Jest tak pięknie zniszczony!
Pojemniki na moje pędzle i szpachelki
Korona, która rdzewiała w płynach specjalnych
Urocze metalowe tabliczki ze strzelnicy. Jak cudnie się postarzyły!!!
Skrzynia to kolejna rzecz "od siostrzyczek". Siostry zakonne trzymały w niej podobno płótna i tasiemki. U mnie też tak będzie.
I te uchwyty!
Stołeczek jest wzorcowo przetarty (przez upływ czasu)! Może służyć za wzór do mojego postarzania:)
Sekcja zardzewiało-metalowa
Jeżdżąc w podstawówce na znienawidzone wykopki nie przypuszczałam, że kosz na ziemniaki będzie po latach tarasową ozdobą:))
Nogi od maszyny są już stojakiem na zwisający kwiatek
Zachorowałam na to okno. Przyjechało specjalnym transportem wraz ze stolikiem z maszyny do szycia. Zostawię te witrażowe szybki, a na zwykłe ponaklejam zdjęcia i stare serwetki.
Jak zwykle obiecuję sobie, że wrócę do czarownego "Coś na mole", bo takich specjałów, jak u pana Wojtka nie kupię nigdzie.
Właściwie.... to już chciałabym tam wrócić:))))
Wasza