Listopad był bardzo zróżnicowany. Od spadających liści aż do śniegu. Tyle śniegu, co wczoraj, nie było od 3 lat:) A ja tu calineczki "wydłubałam" w kształcie liści, zgodnie z nazwą miesiąca:) Nic to, w grudniu mogą zamienić się w gwiazdki:)
A w listopadzie, jak zwykle trochę badań, dentystka, gotowanie, czytanie. Zakochanie w dyni nie przemija i jemy zupy dyniowe na zmianę z frytkami z dyni.
Zakupy w Ikei i ulubiona lampka do pracowni.
Już się nie mogę doczekać, kiedy zacznę wypełniać grudniowy pamiętniczek!
Zaczęły się jarmarki świąteczne, byłam już na Starówce i na corocznym kiermaszu "Mojego Mieszkania". Teraz, gdy spadł śnieg, wena powinna przygalopować na białym koniu:) Zabieram się za albumiki swiąteczne.
Bardzo udany zlot Art in Town z After Party of course:)
A następnego dnia wieeeeelki ból głowy !
Cieplutko pozdrawiam
Jesteś niesamowita! Świetnie utrwalasz miniony czas :)
OdpowiedzUsuńlistopad miałaś pełen wrażeń, a i grudzień też zapowiada się ciekawie, pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńFrytki z dyni, to musi być pyszne :) Twoje napisy na calineczkach mnie ciągle zachwycają, że zawsze znajdziesz coś pasującego do sytuacji :)
OdpowiedzUsuńŚwietnie! Mnie też zainteresowały frytki z dyni, brzmi to ciekawie :)
OdpowiedzUsuńPięknie to sobie wymyśliłaś :) podziwiam
OdpowiedzUsuń