czwartek, 23 lutego 2017

Miłość

W tym miesiącu w Art grupie ATC-Art Journal padło hasło - "Miłość". Co było robić, trzeba sprostać;)
Nie miałam zamiaru poddawać się powszechnym walentynkowym czerwonościom.
A nawet poszłam dalej. Zaplanowałam, że wykonam bardzo stonowaną kolorystycznie pracę. I tak zrobiłam.
Ale, ale...słów kilka o postaci, którą dzisiejsza  praca  przedstawia.
Postanowiłam przywołać postać Liny Cavalieri (ur.1874), o której już dawno zamierzałam napisać.
Była to włoska śpiewaczka operowa, która uchodziła za jedną z piękniejszych kobiet swojej epoki.

Najbardziej zaskakujące jest to, że Piero Fornasetti (malarz, projektant, rzeżbiarz, ilustrator) nigdy jej osobiście nie spotkał!!!
Pewnego dnia przeglądając starą francuską gazetę zobaczył jej podobiznę. Od tej pory stała się jego muzą. Ale czy miłością? Nie wiem, czy to możliwe, ale przyjęłam, że oprócz zachwytu i zauroczenia, malarz po cichu kochał się w śpiewaczce, a przynajmniej w jej hipnotyzującym spojrzeniu i klasycznej urodzie.
Stworzył z jej podobizną ok.350 prac. Zawładnęła niemal całą jego twórczością.
Wizerunek pięknej Włoszki zdobi porcelanę, obrazy, zegarki, pocztówki i tapety. Choruję na taką tapetę i kiedyś przykleję podobizny Liny choć na jednej ścianie w pracowni.









 Znalazłam i pobrudziłam L-jak Lina:)










.
Do końca nie wiem, dlaczego Lina stała się również muzą scraperek. Mamy dźety, ćwieki i papiery.
Jej podobizna jest przedstawiana w sposób żartobliwy, śmieszny i poważny.

Użyłam dziś jednej z grafik z netu. Ponieważ jest czarno-biała, postanowiłam oszczędnie gospodarować mediami. Poprzestałam na pochlapaniu stron mocną kawą rozpuszczalną i postemplowamiu ich.
Dodałam mikrokulki, tekturki, pofarbowany kawą sznurek, ćwieki, perełki, koronki, metalową broszkę, przezroczyste kaboszony itp.

Z niecierpliwością czekam na kolejny temat wyzwania:))

Pozdrawiam Was
Wasza

środa, 15 lutego 2017

Album waterfall

Do kolekcji moich albumów jak i nowych umiejętności dołączył album waterfall.
W którąś sobotę, w świetnym towarzystwie zgłębiałam tajniki konstrukcji albumu waterfall pod okiem Zuzy Gułąj. Nasze spotkanie odbywało się w uroczych wnętrzach sklepu stacjonarnego Scrapbooking Shop. Jest to czarodziejskie miejsce w Warszawie, w którym dech zapiera nie tylko wyszukany towar, ale i wyposażenie. Białe regały, ciekawe tapety no i wyspa, przy której warsztatujemy. Zdecydowanie wolę warsztatować w tak kameralnym otoczeniu.
Wybiegając w przyszłość pochwalę się, że zapisałam się już na kolejne takie inspirujące spotkanie.

Prowadząca przygotowała zestawy papierów "na życzenie", w zależności od gustów kursantek.
Nietrudno zgadnąć, jaki był mój wybór:





Skleiłyśmy bazę albumu od podstaw.
Potem doklejałyśmy kartki, na których w przyszłości nakleję zdjęcia.
Po prawej mamy waterfall statyczny. Samodzielnie przewracamy kolejne kartki, które utworzyły coś w rodzaju wodospadu.


Natomiast po lewej niespodzianka:) Prawdziwy kaskadowy wodospad!




Trzeba pociągnąć  za dolną wstążeczkę, żeby ukazywały nam się  kolejne karty.
Można tu użyć różnych rozwiązań, ja przykleiłam metalową broszkę, do której dowiązałam wstążkę.






  I prawy waterfall


Między kartkami wkleiłam wąskie koroneczki. Lubię takie dodatki:)




 Całość przytrzymują dwie wklejki, na których mamy dodatkową powierzchnię na zdjęcia lub notatki.



Bok okładki zdobi oczywiście, jak to u mnie - koronka.
Już nie mogę się doczekać następnych warsztatów z Zuzą w Scrapbooking Shop, gdzie zapoznam się z kolejną albumową techniką.

Wasza

niedziela, 12 lutego 2017

Wpis art journalowy ze zlotu Craft Wawa

Na wczorajszym zlocie scrapbookingowym Craft Wawa miałam przyjemność uczestniczyć w warsztatach art journalowych Agi Baraniak.
Za wszelką cenę chcę przestać "bać się" mediów i podejmuję kolejne próby zabawy w art journale. Dowiaduję się, jakie można zastosować myki i tricki, żeby uatrakcyjnić kartę art journalową.
Aga przygotowała nam stare książki, w których tworzyłyśmy nasze ćwiczebne prace. Reszta należy do nas. Mam zamiar wykorzystać świeżo zdobyte umiejętności, przypomnieć sobie stare, a w szczególności przestać się bać mediów. Już kiedyś pisałam, że do używania gessa, mgiełek i farb akwarelowych potrzeba odwagi. Trzeba chcieć i lubić się ubrudzić, a z tym u mnie gorzej:))) I puścić wodze fantazji podczas stemplowania. I podczas chlapania farbkami i tuszami.
Oto efekty wczorajszych, bardzo udanych warsztatów:









 Cudowne spękania, które zostały podkreślone  poprzez  "wpuszczenie farby".



Może jeszcze nie dzisiaj, ale wkrótce zacznę działać w moich journalach.
Bardzo, ale to bardzo chcę pozdrowić wszystkie wczoraj spotkane na zlocie osoby. Niesamowicie cieszą takie spotkania na żywo. Niekończące się plotki, wspominki, niespodziewane spotkania i spodziewane zakupy. Tym razem zakupów było mniej, a gadania więcej:)) Od rana do zamknięcia zlotu miały miejsce przemiłe konwersacje:)
I jeszcze potem - silną grupą na kolacji, i jeszcze do póżnych godzin nocnych :)))
Ściskam też nowo poznane osoby, to była dla mnie prawdziwa radość spotkać się w realu.

Do następnego zlotu Kochane!

Wasza    

czwartek, 9 lutego 2017

Mgliście

W ubiegłym roku świetnie bawiłam się, biorąc udział w wyzwaniach UHK-Feminki.
Obiecnie formuła nieco się zmieniła i co miesiąc dostajemy nowe zadanie do wykonania:) 
Temat stycznia - "Mgliście".
No nie powiem, żebym miała tysiąc pomysłów na minutę po przeczytaniu zadania:))

Ale, ale... zdarzyło się tak, że mieszkałam w miejscach, gdzie zaczynały się łąki i jeziora, a nad ranem snuły się dookoła nich przecudne, gęste, zjawiskowe mgły. Miło wspominam ten krajobraz.
Potraktowałam więc temat wprost, bez wariacji na temat słowa mgliście.
Mgła to mgła!

Stronę w starej książce pomazałam gesso, na to nakleiłam to co kocham najbardziej - koronki:) Maski w różne wzory. Tu i ówdzie stare płócienko, kawałek siatki, mikrokulki. Na koniec połyskująca mgiełka (nomen omen) Perfect Pearl i stemple.
Nie jestem zbyt pewna siebie podczas mediowania, nie jest to moją najmocniejszą stroną. Stale się uczę.














Mam nadzieję, że jest choć trochę... mgliście;)
Pracę zgłaszam na wyzwanie UHK Gallery-inspiracje -art journal.

Dziekuję zostawiającym komentarze;)
W sobotę od rana melduję się na zlocie Craft Wawa  i mam nadzieję wyściskać wiele z Was*
Do zobaczenia!

Wasza


czwartek, 2 lutego 2017

I znów CALendarz

Przyznam szczerze, że pod koniec poprzedniego roku miałam już trochę dość calineczkowej zabawy. Jak już pisałam, dla kogoś kto ma do rysowania "dwie lewe ręce" oznacza to setki wycinków z gazet i zbieractwo różnych naklejek.
Jednak, gdy już miałam porzucić zabawę ...szkoda mi się zrobiło. W sumie i tak mam słoik wycinków i tacę z wyciętymi napisikami, więc ...bawmy się dalej!
W tym roku zamieszczam calineczki na kartkach o większym formacie, mieszczą się one na dwóch stronach (a nie na czterech). Wygodniej mi będzie wklejać je, a Wam oglądać;) 
Okładkami mojego CALendarza są sztywne okładki od byłego zeszytu, oklejone i ozdobione. Kartki też są z odzysku ze starego kalendarza. Kartka po prawej to szara torebka "z warzywniaka". Calineczki znów u mnie nie są kwadracikami, ale wycinankami z wykrojnika, z resztek papieru. Jak widać wszystkie elementy CALendarza są z odzysku.






Gorąca herbata, dużo herbaty, czasami "z prądem":)
Po świątecznym, typowo polskim jedzeniu zapragnęliśmy odmiany. Sushi i wietnamskie jedzonko mile widziane.


Nadal oglądam nałogowo Pannę Marple :)




Kartka vintage, zaległości w SMASHU - staram sie codziennie pielęgnować hobby.
Tiramisu oczywiście robię sama, tylko naklejka jakaś znaleźna:)


Huczy ogień na kominie - przez cały miesiąc:) 
Wyczekiwana przesyłka ze szklanymi laleczkami-broszkami, 2 nowe bluzki.
W sobotę bardzo pouczające albumowe warsztaty w Scrapbooking Shop, w miłym towarzystwie.

Wydaje się, że nic takiego się nie dzieje w naszym życiu na co dzień i zabraknie nam pomysłów - co wkleić, o czym wspomnieć?
Nie obawiajcie się! Wystarczy zacząć, a pomysły same cisną się "pod palce".

CALendarz publikujemy co miesiąc, w tym roku w nowym miejscu - UHK-inspiracje.

Pozdrawiam serdecznie

Wasza