niedziela, 29 września 2013

Tajemniczy klucz



Podobną ramkę robiłam na warsztatach pod okiem Cynki, a teraz postanowiłam odnowić tę umiejętność z Kasią - Katką, Kasią - Kiti W i Kasią - Kat (tak, tak... byłam zdominowana przez Kasie) na naszym piątkowym Sabacie Czarownic :)) Malowałyśmy blejtramy (ich odwrotną stronę), psikałyśmy kolorowymi mgiełkami oraz "pordzewiałyśmy" klucze. Ramki mają udawać stare, a klucze (latami użytkowane) jeszcze bardziej postarzyłyśmy.
W tej pracy  trzymam się ulubionych kolorów: turkusowego i vintagowego.

 

 
 
Na nutki i stare kartki książek poprzyklejałam koronki. Do tego trochę farby imitującej spękania.
Lubię ten efekt, poczucie przenikania warstw, starozamkowe nastroje.
 


 
Prace z kluczami mają dla mnie swój tajemniczy wymiar.
Patrząc na klucze myślę, jakie drzwi otwierały, dlaczego ktoś pozbył się ich, czy były dla kogoś ważne.
Klucz to symbol. To atrybut każdego z nas. Stare klucze były dla właścicieli codziennością, dla mnie są świętem:)
Dodam do pracy hasło, gdy zdecyduję, komu podarować obrazek.
 
Wykonując tę pracę myślami byłam w parku-ogrodzie "Arkadia". Najbardziej romantycznym i nastrojowym miejscu, jakie znam. Park leży niedaleko pałacu w Nieborowie.
Byliśmy tam latem, ale teraz z pewnością park ma ogromny jesienny urok.
Można tam jechać o każdej porze roku.

Arkadia zaczęła być tworzona w 1778r. na zlecenie Heleny Radziwiłłowej.
Prace trwały przez 20 lat. Zgodnie z ówczesną modą na naśladowanie greckich budowli i krajobrazów "świątynnych" stworzono niesamowicie romantyczny ogród, w którym każdy element ma znaczenie. W parku wpadamy w melancholijny nastrój i z ochotą odkrywamy wśród drzew kolejne budowle i stawy.
 
 
 
Świątynia Diany, gdzie napis głosi - "Tu pokój po wielu walkach znalazłam".
Urządzenie i wystrój wnętrza świątyni były utrzymane w stylu klasycznym i zawierały elementy wolnomularskie.
 

 
 
Sfinks na tarasie Świątyni Diany
 

Ruiny starożytnego akweduktu
 Most jest wzorowany na architekturze wodociągów rzymskich.

 

 
Mur z Hermami.

Przybytek Arcykapłana - wzniesiony ok.1783 w formie sztucznej ruiny.
 

 

 Płaskorzeźba Chimery
 

Grecki łuk wyobrażający zwycięstwo nad czasem
 

 Dom Murgrabiego
 

Domek gotycki - "przybytek nieszczęścia i melancholii"
 

 
Ilekroć jesteśmy w Arkadii, spotykamy kilka par młodych, za którymi biegają fotografowie. To narzuca się samo, klimat ogrodu jest tajemniczy i wymarzony do sesji fotograficznych. W parku na każdym kroku przebija romantyczna uczuciowosć i sentymentalizm.
Jeżeli będziecie w pobliżu Nieborowa - zachęcam Was do odwiedzin!

 
 
Na zakończenie z radością donoszę, że jestem jedną z wygranych osób na blogu Bori Bori http://strefabori.blogspot.com. Dostałam piękne, ludowe kolczyki, które pasują mi do wielu rzeczy. Przymierzyłam i polubiłam! Dziękuję za cudny prezent :) 

 
 
Kończąc dziękuję za miłe opinie pod poprzednim postem.
 
Wasza

niedziela, 22 września 2013

Ładujemy akumulatory

Kiedy patrzę na padający coraz częściej i dłużej deszcz trudno mi uwierzyć, że kilka dni temu było jeszcze ciepło i baardzo słonecznie.
Ostatni gorący wrześniowy weekend postanowiliśmy wycisnąć jak cytrynę:)
Czego nam będzie brakowało w czasie długiej zimy?
Szaleństwa kajakowego i zwiedzania. Cele określone - do działania!
 
Po sprawdzeniu prognozy pogody (bezpieczeństwo nade wszystko!) zarezerwowaliśmy w Warce kajaki i w drogę!
Dojazd do celu nie był tak szybki, jak ostatnio albowiem na tych terenach są szczególnej urody sady owocowe i akurat trwały "żniwa". Nagle i bez ostrzeżenia wjeżdżały nam pod koła traktorki wiozące skrzynie i skrzynki jabłek. Widok i zapach niesssamowity. A skrzynie drewniane jakie wielkie, byłoby co ozdabiać dekupażem :))
 
Nad Pilicą coraz ciszej i spokojniej....ech, mogłabym tak co tydzień :))
 
Żeby mi ktoś nie zarzucił, że wstawiam stare zdjęcia ze spływu, starałam się obfocić przebarwiające się drzewa i czerwieniące się liście.









 
W połowie drogi zrobiliśmy się głodni i na jednorazowym grillu upiekliśmy małe co nieco.
Polegiwaniu na białym piaseczku nie było końca.
Obowiązkowo śmieci zabraliśmy ze sobą :)
 
 
 
 
 
 



 
 
Wieczorkiem powrót z pysznymi jabłuszkami i pakowanie przewodników do Kazimierza Dolnego.
 
Piękna niedzielna pogoda przyciągnęła do tego magicznego miasteczka tłumy zwiedzających, relaksujących się i randkujących.

Ponieważ zwiedzaniu Kazimierza nie ma końca, wybieramy boczne uliczki i to pozwala nam uniknąć tłoku. A właśnie na uboczu można spotkać architektoniczne perełki.
 
Kilka impresji na zachętę.
 
 
 
 
Kazimierski rynek z kamienicami braci Przybyłów (1615r.)
 
 
 
 
 Słynny obrazek - studnia miejska w samym środku rynku


 Niedawno odnowiona Fara z bogatym, zabytkowym wnętrzem
 

 
Najstarszy ze spichlerzy kazimierskich - spichlerz (1651r.) Mikołaja Przybyły, w którym mieści się bardzo ciekawe Muzeum Przyrodnicze.


 Fragment spichlerza "Pod Wianuszkami"


 
 Uroki ul. Lubelskiej
Znajdziemy tu chałupy kryte gontem.

 

 Była Synagoga
 
Pobyt w Kazimierzu to uciecha dla oczu, duszy i poniebienia.
Stale otwierają się nowe knajpki z gustownymi wnętrzami.
 
 
Na przykład - wnętrze malowniczej restauracji "Austeria". Przy tym właśnie stoliku zjedliśmy pyszny obiad i po cudnie wykorzystanym weekendzie trzeba było wrócić do rzeczywistości.
A do Kazimierza zawitamy jeszcze nie raz.
 
Szkoda, że jesień przyszła tak nagle i nie ma już szans na gorące dni.

Wakacje skończyły się i z koleżankami (w różnym składzie) wracamy do wspólnego scrapowania.
W ustaleniu pierwszego spotkania pomogła nam fajna data - 13-go w piątek. Tak więc nasz "sabat czarownic " (lubię to określenie) hucznie, z sałatkami i ciasteczkami miał miejsce tym razem u Kasi.
Oby w kolejne piątki nie zabrakło nam możliwości do kolejnych spotkań, bo chęci i pomysłów mamy dużo.
Oto twórczy nieład - absolutnie konieczny! :))


 

I moje owoce nocnych działań - zakładka i tag :)
 

 

Coraz gorsza pogoda skłania do częstszego zaglądania do pracowni, więc może i przerwy w blogowaniu staną się krótsze?

PS. Dziękuję Marysi i Szymonowi za możliwość wykorzystania niektórych zdjęć.
 
Twórczego tygodnia!
Wasza


piątek, 13 września 2013

Praktyczne podkładki

Duże podkładki z MDF-u ozdobione decoupage to nie jest  mój nowy pomysł, ale czasami wraca się  do niektórych sprawdzonych projektów.
Sama mam kilka takich dużych podkładek, które ratują mi obrus przed zaplamieniem na co dzień lub są podstawkami pod gorące naczynia.
Wiele osób pytało mnie, gdzie kupiłam takie surowe drewienka. To z pewnością praktyczne podkładki :)
Kiedy Ewa poprosiła mnie o pomoc w wykonaniu takowych przystałam na to z ochotą. Powtórzyłam tu pomysł ze sztućcami wyciętymi z serwetki.
 
 








Owe sztućce są u nas w domu przyczyną przedobiednich nieporozumień. Wyglądają tak naturalnie, że każdy myśli, że KTOŚ nakrył do stołu i w końcu siadamy do samych talerzy:))) Codziennie słyszę: przecież sztućce już leżą!
Ewa prosiła o motywy ziołowe, podobno jest zadowolona z doboru wzorów serwetkowych.
Do przesyłki dołączyłam serducho:)


 
 
Podobne tacki robiłam wcześniej dla innej koleżanki.
Zdjęcia gorsze, bo robione nocą przed wysyłką.
 

 

 

 

 
 
W tym roku w Warszawie mamy możliwość zjedzenia śniadanka bez tacek, a nawet... na kocyku na trawie.
Na Żoliborzu przed wakacjami rozpoczął działalność Targ Śniadaniowy. W każdą sobotę na skwerze na rogu ul.Śmiałej i Wojska Polskiego zbierają się grupy znajomych, rodziny z dziećmi i  mnóstwo obcokrajowców, by na łonie natury zjeść smakołyki przygotowane przez kucharzy wielu
egzotycznych kuchni. Mało tego, naszemu śniadaniu na powietrzu przygrywa band na żywo. Jest to również okazja, by poczynić zakupy u lokalnych producentów.
Jak wielkim powodzeniem cieszy się to nowe przedsięwzięcie niech zaświadczą zdjęcia.
Wszystkie stragany cieszyły się dużym powodzeniem, musiałam odpilnować stosowną chwilę, żeby pstryknąć fotkę.

 
 
Zaczynamy od kawy. Mamy do wyboru, Bike cafe -
 

 
 
lub kawkę, która przyjechała małym samochodzikiem -
 

 
 
Do kawy - oczywiście ciacho (ja niestety tak mam) -
 

 
 
 
 
A kolejne stragany przyprawiają o zawrót głowy -
 

 

 

 

 

 

 

 
 
 

 


 
Była jeszcze hiszpańska paella, potrawy z restauracji Dziki ryż, musaka, pizze, pieczywo, regionalne wędliny, kolorowe makaroniki i wiele innych.
 

 

 

 
 
Zrobiliśmy zapas miodów podlaskich na zimę.
 
 
 
 
Warzywa smakujące tak, jak pamiętamy z dawnych czasów. Pomidor malinowy JEST malinowy, a nie tylko nosi taką nazwę.
 
Kocham takie inicjatywy, kiedy zwykły sobotni poranek można zamienić na śniadanie na trawie ze znajomymi i dziećmi. Nowi, ciekawi wystawcy mają szansę pokazania się. Dzieci biorą udział w warsztatach rękodzielniczych i zabawach tematycznych.
 
Wyszliśmy z targu obładowani ziołami i wrzosami. Z pewnością jeszcze tam wrócimy.
 

 


 
Moje świeże ziółka postawiłam na tarasie i przyozdobiłam tabliczkami od Qrki (oprócz trawy cytrynowej, bo takich brewerii nie przewidziałam zamawiając tabliczki :))
 

 

 

Haha, dopiero zauważyłam, że od ziółek zaczęłam i na nich skończyłam. Chyba trochę je lubię :)))
 
Pozdrawia Was objedzona i obkupiona