piątek, 26 kwietnia 2013

Jejmość szuflada

Była sobie szuflada. Zagubiona część starej maszyny do szycia. Leżała na targu staroci i prawie nie było szans, żeby ktoś ją, taką samotną kupił.
 
Jednak pod koniec dnia zjawiła sie jakaś bardzo Dziwna Osóbka, której nie przeszkadzało, że szuflada jest brudna, pęknięta i ogólnie zaniedbana. Mało tego - Osóbka szturchała i szczypała męża w łokieć, ażeby ten bez specjalnego zdziwienia pod tytułem "A po co Ci to ????" wyciągnął portfel i po krótkich (aczkolwiek koniecznych) negocjacjach bazarowych, zapłacił za to brzydactwo zapomniane przez Boga i ludzi.
Dziwna Osóbka przytuliła szufladę i nadal znacząco ściskała męża w przedramię i tłumaczyła, że przez ostatnie 3 lata nie trafiła się taka bazarowa gratka, więc nie pozwoli, żeby okazja przeszła jej koło nosa.
Mąż rzeczonej Osóbki robił coraz większe ze zdziwienia oczy. Tak naprawdę pomyślał chyba, że NIC go nie zdziwi, a szczególnie przestanie się dziwić w niedziele, kiedy odwiedzali z Osóbką targ staroci.
Szuflada odleżała parę miesięcy, żeby nabrać mocy urzędowej :) Wreszcie została pozbawiona starego lakieru, nieco naprawiona i pobielona.
Dziwna Osóbka aż podskoczyła z radości, gdy zauważyła, że drewniane bobinki do koronek idealnie mieszczą się wszerz w odnowionej szufladzie.
Odtąd szuflada dostała bardzo ważną funkcję - stała się domkiem dla bobinek i szpulek z koronkami.
Wcześniej bobinki zostały pomalowane, przetarte i ozdobione grafikami z netu, głównie ze strony "Malowany kokon".
Nastał ład i porządek. Odtąd wszyscy byli zadowoleni !
 
 

 

 

 

 
 
Drewniane bobinki ozdobione transferami.

Tu - przetarte i postarzone.

 Do bardzo szerokiej koronki zrobiłam tekturową bobinkę.

Ozdobione metodą dekupażu z zastosowaniem serwetki w nutki.
 
 Etykiety na szpulki wydrukowałam ze strony "Malowany kokon".

 
 
Te wyjątkowe szpulki kupiłam u naszej koleżanki blogowej ze strony http://meis-ideis.blogspot.com.
 
Ostatnio udało mi się kupić w Zara Home świetne ceramiczne gałeczki. Już się nie mogę doczekać, kiedy użyję ich do skrzynek lub starych mebelków.
 



Dziękuję za miłe komentarze pod ostatnim postem. Życząc słonecznego weekendu, pozdrawia Was Dziwna Osóbka zwana jn.
 
 

niedziela, 21 kwietnia 2013

Kolejna rocznica

W piątek obchodziliśmy kolejną rocznicę ślubu. Kolejna i kolejna, jak ten czas leci!
Z tej okazji oglądałam stare zdjęcia i wybrałam jedno, żeby dać mu oprawę i podarować je mężowi.

Zrobiłam LOs (layout), czyli "obraz"na papierze scrapbookingowym 30x30cm. Layout to strona opowiadająca jakąś historię. To bardzo popularna forma wśród scrapbookerek.
Z ang. - układ, sposób rozplanowania elementów na określonej powierzchni.



Użyłam nieco gotowych ozdóbek, część wymyśliłam sama, trochę kwiatków i u dołu literki z białej masy.



To nowe odkrycie, bardzo przydatne i urozmaicające prace. Po wyciśnięciu z foremki masa Marthy Stewart sama twardnieje na powietrzu.



Zdjęcie, które chciałam ozdobić było od zawsze czarno-białe. Jest nieprzerabiane, sprzed lat, bez retuszu i wszelkich upiększeń...


Spędzaliśmy wtedy kilka letnich dni nad jeziorem Łajskim w malutkiej wsi Łajs na granicy Warmii i Mazur, w okolicach Olsztyna. Niedaleko jest rezerwat jeziora Kośno i kilka innych jezior. Mieszkaliśmy w byłej szkole w budynku z czerwonej cegły.

Czy któraś z Was pamięta jeszcze wczasy, na które trzeba było przywieźć chleb, puszki z mielonką itd. Na miejscu nie było nic.Czekało na nas za to mnóóóstwo świeżego powietrza.
Siedzimy sobie na krzywym, dziurawym, socjalistycznym pomoście, obok 2 dziurawe łódki....ot, luksusy!
Wiem, że na Warmii i Mazurach niewiele się zmieniło i można jeszcze trafić na dziewicze przyrodniczo miejsca :)
Dziś z rozrzewnieniem wspominamy tamte dni.

Jak co roku, z okazji naszej rocznicy, mąż zaprosił mnie do teatru, taki nasz małżeński zwyczaj :)
Wybrał chyba najbardziej adekwatny tytuł w całym mieście :)))
Bawiliśmy się w teatrze Buffo, na spektaklu muzycznym "I LOVE YOU".


Źródło: Studio Buffo (http://studiobuffo.com.pl)

Sztuka jakby stworzona na wczorajszą okazję dla nas :))
Cudna opowieść złożona z luźnych scenek przezabawnie napisanych i zaśpiewanych.
Tak prawdziwa, tak znajoma, że wzbudzająca salwy śmiechu. Skąd my znamy - nieudane randki, nudne spotkania, rozpaczliwe próby znalezienia "drugiej połówki", małe kłamstewka w przedstawieniu swojej osoby.
A potem małżeńskie problemy, totalny brak czasu, zmagania z niegrzecznymi dziećmi, wreszcie starość i próby znalezienia partnera na jesień życia.
Wszystko to zostało nam podane w niemalże kabaretowej formie :)
Przezabawna sztuka godna polecenia.

Natomiast wczorajszy wieczór spędzilismy w teatrze muzycznym Roma. Tak mamy, że kiedy nie możemy się zdecydować, na którą sztukę pójść, kupujemy bilety na obydwie:))

Tym razem wybraliśmy się na hit teatru Roma "Deszczowa piosenka".


Źródło: Teatr Roma (http://www.teatrroma.pl)

Trzy godziny roztańczonego widowiska naładowało  nas energią na kolejne dni. Sztuka została napisana na podstawie filmu z roku 1952 o tym samym tytule. Świetna obsada, mnóstwo roztańczonych scen zbiorowych, ciekawa scenografia, dużo muzyki - to wszystko gwarantuje powodzenie sztuki!
Tytułowa deszczowa piosenka została odtańczona i odśpiewana w strugach prawdziwego deszczu, a widzowie pierwszych rzędów zostali doszczętnie zmoczeni!

Teraz ulotki i bilety ze sztuk powklejam do notesu, który niedługo Wam zaprezentuję.
Skoro już wpadłam we wspomnieniowy nastrój, zrobiłam jeszcze pamiętnik. Nie, nie dla mnie.
Może przyda sie jakiejś romantycznej duszy do spisywania wspomnień ?








Mam nadzieję, że Wasz weekend również przebiega miło. Życzę słoneczka!
Dziękuję Wam Kochane za przemiłe komentarze :)
Wasza 

niedziela, 14 kwietnia 2013

Dziewczyńskie notesy

Zmajstrowałam ostatnio dwa notesy dla niedużych dziewczynek.
Pierwszy pod nazwą "Sekretnik" dla osóbki lubiącej dużo czytać i mającej w związku z tym różne przemyślenia.
Prawda, że sama nazwa brzmi intrygująco ?
Znalazłam cudny retro obrazek z czytającą dziewczynką, przy której siedzi kotek.
Wszystko "wypisz-wymaluj" jak jest naprawdę.
 
 
 

 
 
Wewnętrzna strona okładki jak zwykle zagospodarowana.
W środku kwiatki, żeby coś się działo.
Piękny, błyszczący papier wygrałam kiedyś na candy u Izabeli z Anglii - notesy same sie robią!
  

 

 

 

 


Druga dziewczynka potrzebowała notesu z czystymi kartkami do rysunków.
Będzie ilustrować bajki, które właśnie przeczytała.
Znalazłam tekturki na okładkę jak najbardziej dziecinne, chociaż było to trudne :)
Nie naklejałam zbyt dużo kwiatków, żeby wypukłości nie utrudniały rysowania.


 

 

 

 
 

Wiem, że rysunkowy zeszyt bardzo się spodobał, więc  chyba udało mi się wejść w dziewczyński klimat.

A co nowego nabyłam w TkMaxie? Pastelowa dzbanko-miska, pod kolor tego co już mam.


 
Dziękuję za miłe komentarze pod poprzednim postem i życzę udanej niedzieli :)
 
Pozdrawiam

piątek, 5 kwietnia 2013

Album na Złote Gody

Jakiś czas temu moi rodzice obchodzili Złote Gody. Parę miesięcy wcześniej wpadłam na pomysł, że jednym z prezentów "od serca" będzie własnoręcznie wykonany album.
"Sposobem" wydostałam z rodzinnego domu albumy ze zdjęciami, ale... nie przypuszczałam, że tak trudne będzie dokonanie wyboru odpowiednich zdjęć. Musiałam zdecydować, według jakiego klucza wypełnić wspomnieniowy album.
Wreszcie zdecydowałam się uwydatnić najmocniejsze punkty z życia rodziców i całej naszej rodziny - ślub, wspólne chwile, narodziny dzieci, wspólne wczasy, Srebrne Gody, wesela córek, narodziny wnuków, narodziny wnuczek, wspólne zdjęcia, zjazdy rodzinne, Złote Gody.

Pojawił się też pewien problem :), który zauważyłam w mojej obecnej rodzinie - kiedy jesteśmy na wczasach, jedno z rodziców pstryka zdjęcia, drugie pozuje z dziećmi. Dlatego znalezienie fotografii z rodziną w komplecie graniczy z cudem. Równie trudno znaleźć zdjęcie, na którym rodzice są we dwójkę, raczej zawsze z dziećmi :), a potem  z wnukami :).
 
To nic, że od miesięcy gromadziłam wstążeczki, ćwieki, motylki, koronki, kwiatki i odpowiednie papiery scrapbookingowe oraz robiłam odbitki zdjęć. Album kończyłam w bólach twórczych w nocy przed wyjazdem na uroczystość Złotych Godów :)) Skądś to znacie?
 
Zapraszam do tej wyjątkowej wycieczki przez półwiecze!
 
Na okładce umieściłam prawdziwy klucz z targu staroci.
 
 

 

 

 
 U góry po lewej dekoracyjny tort, który pomalowałam na stare złoto.


 
Zdjęcia ze ślubu kościelnego rodziców i tak marnej jakości, uległy zniszczeniu.
Dlatego zastosowałam tu duże akcenty - sukienkę i frak z beermaty. Pomalowałam je farbkami akrylowymi.


Na tagach - zakochane ptaszki :)


Pierwsze dziecko w małżeństwie - czyli ja :)


Już we czwórkę.


Wczasy rodzinne  w adekwatnej oprawie.
 
 
Poniżej 2 kółka imitujące filmiki, które oglądało się w odpowiednich aparacikach.

 

Jedno z nielicznych wspólnych zdjęć.

 
To pamiątka 25-lecia ślubu. Na cyferki przykleiłam kaboszon, żeby je uwypuklić.
Powyżej zdjęcia klatka - symbol słodkiej niewoli.
 
Następne strony to śluby córek, narodziny wnuków, narodziny wnuczek, zjazdy rodzinne i nieliczne zdjęcia rodziców we dwójkę.
Dopiero zauważyłam, że w pośpiechu zrobiłam niewyraźne fotki, muszę je przy okazji powtórzyć.

 
Tu zwiedzanie Łazienek w Warszawie, więc postarałam się o odpowiednio klimatyczne dodatki.
 

 
Ostatnią stronę zostawiłam do samodzielnego wypełnienia - pamiątka z uroczystości 50-lecia małżeństwa.

Muszę przyznać, że była to bardzo męcząca praca. Głównie emocjonalnie, albowiem wszystkie zdjęcia wydają się ważne, cenne, jedyne :)
Album był chętnie oglądany przez gości weselnych i wiem od mamy, że rodzice też do niego wracają.

To nie koniec moich zmagań z tym tematem. W następnym odcinku :) przedstawię Wam Księgę Gości.

A co do drażliwego tematu świąt, to zamiast wody w lany poniedziałek poszły w ruch kule śniegowe :) Telewizja stanęła na wysokości zadania i nadała film "Kevin sam w Nowym Jorku" :))
Natomiast my, ogrzewając się przy kominku, przypomnieliśmy sobie klasyk "Witaj święty Mikołaju" ze znakomitym Chevy Chasem, który śmieszy nas niezmiennie od lat.
Nie śmieszy nas za to pogoda, ale co ja tu będę...