sobota, 28 kwietnia 2012

Słodki przepiśnik

Mój stary zeszyt z przepisami wygląda tak, jakby miał się za chwilę rozpaść. Nie mogę na to pozwolić, przecież skrywa skarby - tajemne przepisy rodzinne i receptury, siłą lub po dobroci wyciągnięte od koleżanek.

Po namyśle postanowiłam, że przeprowadzę rozwód między moimi przepisami. Nowy zeszyt, obejmujący wszystkie moje ulubione przepisy, byłby za gruby.
Ciasta będą w osobnym zeszycie, a o reszcie przepisów postanowię później. Jedno było pewne, od dawna wiedziałam, jakich papierów użyję, tworząc przepiśnik. Na ten wielki dzień czekały papiery truskawkowe z kolekcji "Summer Kitchen" firmy Lemonade. Zakochałam się w nich od pierwszego wejrzenia, tak jak kocham truskawki.


O tych wyjątkowych owocach pisać będę z pewnością wraz z nastaniem sezonu truskawkowego, dziś ograniczę się do metamorfozy niepozornego zeszytu. Dawno temu mąż przyniósł kołonotatnik z firmy, której nie lubi, więc go nie używał. Ale od czego babska pomysłowość. Ustroiłam notes w serię truskawkowych papierów i mam mój ukochany, wyczekany przepiśnik pod tytułem "Ciasta". Na okładce musiałam, ale to musiałam, zamieścić obrazek ze znanej strony magicmoonlightfreeimages.blogspot.com przedstawiający kuchareczki.

Ozdobiłam truskaweczki preparatem Glossy accents, żeby stały się wypukłe i mięciutkie w dotyku.



Truskawka przyszyta do wstążeczki przeleżała w szufladzie kilka lat, aż dostąpiła zaszczytu dekorowania truskawkowego przepiśnika.



Pod napisem "Ciasta" nakleiłam łyżeczkę - zawieszkę i wszystko pokryłam spękaniami Crackle accents dla scrapbookerek.





Po wewnętrznej stronie okładki zrobiłam kieszonkę na przepisy wycinane z kolorowych pism.



Na stronie pierwszej - spis treści (resztę uzupełnię na bieżąco, chociażby przeglądając Wasze blogi). 



Tak wygląda tył okładki.



A to jej wewnętrzna strona.



Najważniejszy przepis w całym zeszycie - sernik na zimno - najulubieńsze ciasto całej rodziny i wszystkich znajomych.



Bez komentarza.



Jedyny przepis (na czterech stronach), jaki znalazłam, napisany ręką Babci Stasi, którą już znacie ze zdjęć. Wkleiłam go na pamiątkę.



A teraz poznacie drugą, największą tajemnicę naszej rodzinki - kolejne, ulubione ciasto - Domek Baby Jagi, inaczej Domek z sera i herbatników.
Na dowód, że rzeczywiście własnoręcznie robię te ciasta, a nie tylko wpisałam je do mojego nowego, kolorowego przepiśnika, taaadaaaaaa ... sfotografowany i natychmiast zjedzony Domek Baby Jagi.



Tutaj posypałam domek wiórkami kokosowymi (to w zasadzie wersja zimowa, domek wygląda wtedy, jak ośnieżony). Można posypać też kolorowym maczkiem lub w równych rządkach ułożyć płaskie groszki - lentinki - otrzymujemy wówczas wersję na dziecięce przyjęcie urodzinowe.  




Porządkując przepisy zauważyłam pewną prawidłowość. Mam dziesiątki przepisów wycinanych przez lata z różnych pism kolorowych z ZAMIAREM ich przyrządzenia.
Wszystko - oprócz ciast.
Widocznie ciasto musi być najpierw sprawdzone, skonsumowane, pochwalone i dopiero zapisane.
Baaardzo rzadko zdarzało mi się robić ciasto bez uprzedniego posmakowania i przekonania się, jak ma wyglądać.

Serdecznie dziękuję za wszystkie pozostawione u mnie komentarze. Cieszą mnie one ogromnie.

Życzę Wam gorącego, długiego weekendu, abyście zdążyły i upiec smaczne ciasto, i "zgubić" je aktywnie wypoczywając.

Do następnego !

niedziela, 22 kwietnia 2012

Jak na starym zamku

Jak się nie ma, co się lubi...


Na jednym z zagranicznych blogów widziałam podobny pomysł - tyle, że z łyżką wazową przymocowaną do deski. I zapomniałam o tym na pewien czas. Jednak kiedy na Kole zobaczyłam tę łyżkę (sałatkową ?), wspomnienie wróciło i od razu wiedziałam, że to materiał do moich doświadczeń.

Sprzedający zszedł trochę z ceny, bo przecież łyżka pogięta i do sałatek już się nie przyda. Ja za to oczyma wyobraźni już widziałam, jak wykorzystam to znalezisko i męża w bok szturałam, co by się za głośno nie dziwił - po co mi to ?

W domu wygięliśmy łyżkę do pożądanego kształtu, żeby można było postawić na niej świeczkę. Syn zobaczywszy rezultat zapytał, czy wyginaliśmy tę łyżkę wzrokiem, jak ta dziewczynka z paranormalnymi zdolnościami.
No nie, nie wzrokiem, tylko mężowymi "ręcyma".

W zasobach "ulubione" udało mi się znaleźć motyw free pewnego herbu "spod łyżki i widelca". Postarzyłam deskę, na to przykleiłam motyw metodą decoupage, no i mam swój świecznik.

A jak zamknę oczy, to czuję się nawet, jak na starym zamku :)











PS. Widelec też kupiłam, a jak go wykorzystam - o tym kiedyś, kiedyś :)

Tymczasem zobaczcie i oceńcie kartki, które zrobiłam wczoraj na kursie "Pudrowe kartki" z Enczą. Kto zna, ten wie, że widać tu rękę Enczy, ja skromna kursantka mam tu tylko mały wkład. Polecam Wam takie babskie karteczkowanie w towarzystwie osób pozytywnie zakręconych, interesujących się tym samym, co my i chcących rozwijać swoje umiejętności. Atmosfera była co najmniej zabawowa, a nasze rozmowy na temat męskiej kartki z ptaszkiem (możecie się tylko domyślać) przejdą chyba do historii Scrapstudia.

Oglądajcie, jeszcze ciepłe:



Kartka tagowa jest tu naklejona na kwadratową.





Po raz pierwszy wykonałam kartkę-okienko. Wycinamy w papierach trzy okienka różnej wielkości i naklejamy na siebie przy pomocy kosteczek dystansowych.  



A tu rzeczona kartka męska z ptaszkiem :)))


Życzę udanego, niedzielnego spacerku :)

Bardzo Wam dziękuję za miłe komentarze na temat mnie-Klucznicy z poprzedniego posta ha ha.

Witam nowe obserwatorki !

Pa pa !

piątek, 13 kwietnia 2012

Kluczowa sprawa




Nie wiem, skąd mi się to wzięło. Ni stąd, ni zowąd zaczęłam kupować i zbierać klucze. Na starociach na Kole wybierałam tylko te, które bardzo mi się podobały - miały ciekawszy od innych kształt, niepowtarzalny szczegół, niewielki napis, ciekawy odcień. Cieszyłam się, kiedy trafiały się szczególnie duże okazy.

Wisiały i zalegały mi te klucze w różnych miejscach, więc postanowiłam je zagospodarować.
Gdy spojrzałam na półkę leżącą od dawna na strychu, wiedziałam już, co zrobię. Rzeczona półka należała kiedyś do synów - stały na niej resoraki. Jest dość wąska, ale dla mnie to atut.
Do   k l u c z o w e g o   przedsięwzięcia w sam raz.

Niestety, trzeba było najpierw zedrzeć lakier. Nienawidzę ! Ale jak trzeba, to trzeba. Następnie w półkę wtarłam orzechową bejcę, potem białą farbę metodą suchego pędzla, na końcu wosk zamiast lakieru.

Wydrukowałam z netu napis Keys (niestety, nie pamiętam od kogo), idealnie pasujący do moich potrzeb. Nakleiłam go na deseczkę. Muszę się pochwalić, iż udało mi się tak zrobić przetarcia, że nie widać różnicy między napisem, a deseczką. Napis jest brązowawy, tym samym narzucił mi kolor półki.



Próbowałam dokupić na Kole haczyki, ale było wszystko, tylko nie to. Nadal trafiały mi się klucze, uchwyty, szyldy, a haczyki raptem dwa.
Potrzeba matką wynalazku - ze starych uchwytów zrobiłam potrzebne mi "haczyki".



Moje zbieractwo zaczęło się od tego pęku kluczy, kupionego jako "pamiątka" z wakacyjnej wyspy Lanzarote.



Potem Mama wyhaftowała mi woreczek, który wypełniłam lawendą.



Serducho (znacie mnie) musi być nawet w przedpokoju. Prezentuje się tu jeden z ciekawszych kształtów kluczy.



Jak zobaczyłam papier do scrapbookingu z motywem kluczy, to nie uwierzyłam - mam przecież takie klucze, jak z obrazka ! Zrobię z nich bliźniacze parki naklejone na deseczce !





Największy i najcięższy klucz wymagał specjalnej oprawy. W ten woreczek jutowy obleczona była butelka wina mołdawskiego. Najpierw musiałam z wielkim poświęceniem je wypić ha ha - mam na myśli ilość :), nie jakość, bo było całkiem dobre. Odkleiłam z niego kartkę, włożyłam w środek tekturkę i już miałam gotowe tło do mojego kluczydła. Jeszcze tylko parę dodatków  w postaci koronek, guzika i malutkich klamerek.









Na dole półki umieściłam zapasowe dwa "haczyki", może coś się na nie złapie hi hi.
Nadal lubię klucze i szyldy, zostało mi trochę w kartoniku. Poza tym nie pokazałam Wam wszystkich starych kluczy wiszących od dawna w przedpokoju, więc kiedyś jeszcze zaproszę Was do tego pomieszczenia.

Tymczasem zmiana tematu. W przyszłym tygodniu obchodzi urodzinki nasza chrześniaczka, wielbicielka kotków, więc zrobiłam kartkę pod jej gust.








Drugie życzenia, tym razem imieninowe, przekazuję komuś baaardzo bliskiemu, kto jest baaardzo daleko i za pośrednictwem tego cudownego wynalazku zobaczy kartkę, a dostanie ją dopiero po powrocie z wojaży. Wszystkiego najlepszego !!!






Życzę Wam weekendu ładniejszego, niż Święta i obiecuję, że następnym razem nie zobaczycie u mnie nawet najmniejszego kluczyka.

Pa !

czwartek, 5 kwietnia 2012

Raz na ludowo !

autor: Ellen Hattie Clapsaddle 

Niech te Święta Wielkanocne
będą pełne
nadziei i wiary
 oraz 
radosnych spotkań przy rodzinnym stole


Moje wzory znów modne ! Historia zatoczyła koło. 



Gdy ujrzałam w sklepie serwetkę z haftem kaszubskim, natychmiast wszystko poukładało mi się w zgrabną całość. Mam przecież głęboko schowane naczynia ze zdekompletowanego już serwisu właśnie ze wzorem kaszubskim. Po latach zapomnienia warto je odkurzyć.









Obrus, który widzicie, wyhaftowała nam Mama w prezencie ślubnym do kompletu z serwisem. Myślę, że powodem tego, iż rodzice kupili nam serwis akurat w tym wzorze była możliwość rozbudowywania go w nieskończoność. Talerzyki, talerze, nawet wazę to ma każdy. W przypadku wzorów kaszubskich można było dokupić bulionówki z talerzykami, kubki, miseczki do budyniu, półmiski duże i małe, miski głębokie, sosjerki, wazoniki, duży wazon, serwis kawowy z talerzykami i dzbankiem, a nawet popielniczki (dla gości, dla gości). Nie było rzeczy, której by mi brakowało, by godnie przyjąć gości.

Teraz po latach panowania duraleksu, a potem wzorów wszelakich, powracam do źródeł.


Mój wkład własny jest następujący: jedna duża podstawka pod gorące potrawy i 5 jaj drewnianych - wszystko w ten sam deseń, czyli wzory kaszubskie, wykonane metodą decoupage.

Stół na śniadanie wielkanocne mam już nakryty hi hi, teraz rozejrzyjmy się jeszcze po domu.

Moje drzewko wielkanocne: na pierwszym planie ozdoby, które pomalowałam w tym roku.






Parka krasnoludków, która zawsze przypomina mi wiosnę.



Króliku, z łopatą na rzeżuszkę ?!







Moje drzewko na tarasie, wzbudzające zainteresowanie sąsiadów.




Parapet kuchenny w wielkanocnej szacie.


Nie wiem, czy zauważyłyście, a jeżeli nieeeee, to podpowiem, że mam swoją PIECZĄTKĘ !!!



Zamówiłam ją w Lemonade, którą Wam polecam. Bardzo miła i cierpliwa pani Monika przerabiała wielokrotnie mój projekt zgodnie z sugestiami i pomysłami, które pojawiały się w mojej głowie, albowiem chciałam, żeby moja własna pieczątka zawierała elementy altanki, rozłożonej parasolki i jeszcze, żeby siedział na niej motylek. Jeszcze raz dziękuję pani Moniko !

Dziękuję za komentarze pod postem o jajkach. Szczególnie dziękuję Kasi i Jaddis za podsunięcie mi odpowiedników w językach czeskim i norweskim :) Wykorzystam je w przyszłorocznym poście :)

Kończąc, życzę Wam jeszcze raz smacznego, święconego jajeczka i dużo ciepła rodzinnego w te zimne niestety Święta. 

Wesołych Świąt !

PS. Z ostatniej chwili: Joanna podesłała coś dla mnie - Umbrelli :) Dziękuję Joasiu, że o mnie pomyślałaś :) To bardzo miłe.