niedziela, 29 stycznia 2012

Serdeczna girlanda


Koniec z płaczliwymi postami. Wy, moje kochane czytelniczki, podobno wzruszyłyście się, oglądając album z mojego poprzedniego posta, po czym ja się wzruszyłam, mój mąż się wzruszył, a syn ? A syn dziękuje Wam, drogie Ciocie, za życzenia urodzinowe.

W podziękowaniu za życzenia i bardzo ciepłe komentarze przesyłam Wam, chociaż wirtualnie ale szczerze, s e r d e c z n ą girlandę. Mam nadzieję, że czujecie ciepło bijące od niej. Zrobiłam ją trochę z powodu smutku, kiedy trzeba było zdjąć dekoracje świąteczne i włożyć do pudeł. Ciężko mi się z tym pogodzić. Lubię świątecznie udekorowany dom, poprawia mi humor i ciągnęłabym to bez końca. Nie rozumiem osób, które rozbierają choinkę 6-ego stycznia. U mnie zielone drzewko stoi, dopóki się nie posypie. Od dwóch lat kupujemy choinkę w donicy, bo taka prawie nie gubi igieł. Potem wystawiamy ją na taras.

Ale się rozgadałam. Chciałam tylko zaznaczyć, że brak mi dekoracji na "ścianie płaczu" w salonie. To ją sobie zrobiłam.

Jak wiedzą moje wierne czytelniczki, serducha w domu muszą być. Użyłam do decu ulubionych serwetek i dodałam koronki, żeby ocieplić ten "obraz".





U sprzedawców żyrandoli na starociach kupiłam kryształowe elementy. A to dlatego, żeby ozdoba choć w zbliżonej formie pasowała do kryształowego żyrandola w salonie.




Serce - za serce !














Przepraszam za jakość zdjęć, ale kryształy odbijają światło (po to są) i dlatego tak trudno jest zrobić dobrą fotkę.

Do następnego. A powiedzenie "trzymajcie się cieplutko" przestało być sloganem, a stało się szczerymi życzeniami, wziąwszy pod uwagę spadający słupek rtęci.

Miłego wieczoru.

czwartek, 26 stycznia 2012

Eat, sleep, scrapbooking


Tak wyglądało moje życie przez ostatnich kilka dni. Mój syn, chociaż: to nie do wiary, niemożliwe i kiedy to zleciało, skończył 18 lat.

Od dawna myślałam, jak w symboliczny sposób podsumować ten etap jego życia.

Jeżeli kiedykolwiek byłyście w sklepie z tzw. pamiątkami, to wiecie, że stamtąd można co najwyżej wiać. Okropne gadżety, figurki bez gustu, skarbonki w kształcie cycatej blondynki, kufle piwa i tym podobne kwiatki. Nic gotowego mnie nie zadowoli. Postanowiłam sama zrobić prezent wykorzystując nowo nabyte umiejętności.

Jako że lubię, a nawet kocham zdjęcia, a także różne cytaty i sentencje, postanowiłam zrobić synkowi małemu album, wzorując się na dokonaniach scrapbookingowych koleżanek z blogów oraz swojej cząstkowej wiedzy z jednego zaledwie kursu LO'sa.

W wolnych chwilach między świętami, a Sylwestrem zaczęliśmy z mężem przeglądać dziesiątki albumów i zdjęć na płytkach CD. Szybko okazało się, że moje założenie - jedno zdjęcie na jeden rok - nie ma szans realizacji. W ciągu roku działo się za dużo fajnych rzeczy, żeby je pominąć. Męki twórcze - co wybrać. Wróciły wspomnienia, przeżycia dobre i złe, wesołe i smutne - łzy wzruszenia same leciały, czemu te lata tak szybko minęły. W tych dniach, kiedy kładłam się spać, mnóstwo myśli chodziło po głowie - pojawiały się poszczególne obrazy - mały chłopiec, potem nagle prawie mężczyzna. Przez kilka dni byłam zamyślona i jakby zawieszona w próżni. Do tego doszła konieczność wykonania pracy w tajemnicy.

Zakupiłam mnóstwo papierów, kilka paczek ćwieków - same męskie, kolorowe guziczki, kwiatki (użyłam 2 !), taśmy kolorowe, stempelki, okładki i kartki w kształcie gitary. Jak się potem okazało, wszystkiego było za mało.

Wystarczy tych opowieści, niech prezent z przesłaniem obroni się sam. Proszę o wyrozumiałość. To mój pierwszy album, a przecież dziewiczy wyrób nie może być idealny, prawda ?
 
  
Najpierw życzenia od nas...

i zawieszki z sercem i koniczynką na szczęście

  

Okładki, zrobione z trzech różnych pasków papieru, miały być przesłaniem:
  1. czas szybko leci, wykorzystuj w dobry sposób każdą chwilę
  2. podróżuj i zwiedzaj świat, tak jak Cię nauczyliśmy
  3. kochaj nadal muzykę



Pierwsze zdjęcie w życiu syna, przy których odważyłam się przykleić jedyne kwiatki w całym albumie (boy !) i takąż koronkę
  
Początkowo poszły w ruch kolorowe guziczki - żółte, niebieskie, różowe.
Po kilku "latach - kartkach" zmieniły się w zielone i brązowe, aż w końcu stały się m e t a l o w e.

  
Podobną drogę przebyłam wybierając papiery do scrapu, od śpioszkowo-serduszkowych, do bardziej stonowanych, aż po poważne okładki.


Nawet ćwieki przeszły metamorfozę, od baloników, motylków i serduszek, do prostej formy guzika.






Tu przywiązałam tag z oryginalnymi biletami z Legolandu

Agrafką przypięłam pierwszy w życiu skipass


Guziki przewleczone przez sznurki. MUSIAŁAM wykorzystać tę sztuczkę.




Ołówki dla 7-latka na rozpoczęcie podstawówki.




Tu przeszłam samą siebie - do wędki dowiązałam sznurek !






Poradnik życia w pigułce (to tylko fragment)


Kilka kartek w kształcie gitary kupiłam w Skrapińcu






Własnoręcznie wycięłam chorągiewki i baloniki ! Do teraz nie mogę w to uwierzyć !!!






Wybieranie zawieszek w sklepie internetowym to świetna zabawa, a przytwierdzanie ich jeszcze lepsza.




  

Świetna zabawa, ale wyczerpująca.





Pozostawiam Was z powyższym przesłaniem życząc dobrej nocy.

Przepraszam, ale ja naprawdę nie umiem pisać krótkich postów, tym bardziej dziękuję moim czytelniczkom za przemiłe komentarze i witam nowe Obserwatorki.

Wasza Umbrelka (zawieszki z umbrelką też kupiłam).

niedziela, 22 stycznia 2012

W nagrodę - za karę


W grudniu opowiadałam Wam, że pojechałam do przyjaciółek na naszą DOROCZNĄ WIGILIĘ. Oczywiście nie z pustymi rękoma. Nie będę się chwalić wszystkim, co im podarowałam, bo nie jestem chwalipiętą (Hm, a na czym polega idea blogów, jak nie na tym, żeby się chwalić :) ).

A niech tam - pochwalę się, bo może podsunę Wam pomysł na prezent dla kogoś bliskiego. Stwierdziłam, że kumpelki za rzadko do mnie dzwonią i przyjeżdżają. Za karę będą patrzeć na moją facjatę (w ich towarzystwie oczywiście) przez cały przyszły rok.

Wyprodukowałam deseczki pod zdzierany kalendarz. U góry przykleiłam odbite na laserówce zdjęcie ze wspólnej imprezy. Na dole deseczki - serwetkę, na którą natknęłam się przypadkiem, przeglądając ofertę jednego ze sklepów internetowych. Balujące trzy dziewczyny ! Przecież to my !

Zaniemówiłam i od razu zamówiłam.



Wszystko odbyło się z przygodami. Najpierw kupiłam za krótkie deseczki i kalendarz zasłaniał wzór serwetki. Nastąpiło natychmiastowe zamówienie dłuższych. Potem popełniłam błąd nowicjuszki. Na ciemne, fioletowe tło nakleiłam jasną serwetkę ! O zgrozo ! Zaczęło prześwitywać. Kiedy zaczęłam to ścierać, poczułam się, jak Jaś Fasola w filmie "Totalny kataklizm". Kochany niezguła zawsze mnie rozśmiesza.

Wszystko dobrze się skończyło.



Deseczki wiszą w kuchniach u obdarowanych.


Poradziłam im, że jak nie będą już mogły patrzeć na moje zdjęcie, niech zwykłą klamerką przypną inną fotografię.

Żeby pociągnąć temat deseczek, wspomnę jeszcze o innych, które mogę produkować bez końca. Kupuję deseczki z MDFu z dziurką z tyłu, mogą więc wisieć jako obrazek lub służyć jako podkładka pod gorące naczynia na stole.

Pasuje do nich każda serwetka i są dobre na wszystkie okazje. Lubię postarzać im brzegi lub robię spękania - wszystko jest dozwolone.










W następnym poście o deseczkach, deskach, czy dechach ani słowa. Będzie o czymś zupełnie innym.

Ślę całuski !

A te z Was, które mają ferie, niech odpoczywają i nabierają sił do dalszej twórczej pracy !